sobota, 2 stycznia 2016

Jednak jestem silny.

Jednak jestem silny.

Tak oto prezentuje się moja antena, którą montowałem w garażu w  2014 roku. Zdjęcie jest wykonane, jak 12 października 2015 roku. Zima przypuściła atak, trochu było dziwne bo jeszcze było zielono i ciepło.

Antena powinna stać już 2014 roku, ale inne obowiązki mnie skłoniły, aby ją zachować w garażu do lata 2015 roku . 
Lato 2015 roku, jak za pewnie pamiętacie. Było wyjątkowe, z powodu upałów którymi obdarzyła nas natura. Oj, było gorąco. Nie musiałem się martwić, że deszcze mi przeszkodzą w pracach przy maszcie. Pierwsze co zrobiłem, to kupiłem odpowiednią kątówkę, aby umocować do niej maszt z anteną.
Sama kątówka się nie wkopie, więc przystąpiłem do działania. W garażu przygotowałem sobie odpowiedni sprzęt do wykopalisk.  
Musiałem wykopać dołek o głębokości 50 cm, ale wykopałem troszku głębszy tak dla pewności. Aby mieć jakąś kontrole nad głębokością, zrobiłem sobie miarkę ze starego krawieckiego metra.
Tak wygląda dołek pod kątówkę, zdjęcie przedstawia dołek z moją miarką głębokości.
No cóż, trzeba sobie jakoś radzić.
 A to,  że mam niekiedy wybuchowe pomysły. 
To chyba dobrze ?


Wykopanie dołka, to żadna sztuka. Gorzej wyglądała sprawa ustawienia kątówki w dołku. Musiałem sobie jakoś z tym poradzić, nie chciałem żadnej pomocy. 
Bo to był mój sprawdzian mojej sprawności, i sprytu. Opracowałem sobie kilka wariantów, wykonania tego zadania. Musiałem tak podjechać moim wózkiem, aby Wsunąć kątówkę w dołek opierając ją o jeden brzeg dołka, i ustawić ją pionowo a potem obsypać gruzem i ziemią.  
Wybrałem wariant, z deską położoną na dołku. Znalazłem w garażu odpowiednią deskę, którą odpowiednio wzmocniłem. Musiałem pamiętać, że dołek który jest głęboki i dość szeroki.  
Tak, że  jedno koło mojego wózka mieściło się swobodnie w nim.  Zanim nakryłem dołek przygotowaną deską, musiałem dla własnego bezpieczeństwa wpakować do dołka kubeł dnem do góry. Następnie nakryłem deską, i miałem gotowy pomost do ustawienia kątówki w dołku.

Tak wygląda kątówka, w dołku.

Następny krok, to obsypanie kątówki gruzem i wpakowanie tam kawałka płytki. To wszystko zasypałem ziemią, ale pojawił się nowy  problem.
Druga strona kątówki, nie była odpowiednio wzmocniona.
Pod naporem silnego wiatru, mogła się przechylić razem z masztem.


Ponownie wykopałem dołek , po przeciwnej stronie tym razem płytszy.  
Jak widać na zdjęciu, też tam wpakowałem płytkę, gruz i na dokładkę kawałek kątówki.  

Wydawało mi się, że to wystarczy aby kątówka stojąca pionowo utrzymała maszt z anteną.
Przed samy montażem masztu z anteną. Sprawdziłem, czy kątówka jest stabilna. Okazało się że nie jest dość usztywniona. 
Gdy przyszedł czas na postawienie masztu, trzeba było całość odkopać i zalać betonem wzmocnionym kamieniami. Po tej operacji przyszła kolej na montaż masztu z anteną, który leżał obok czekając na swoją kolej. 
W ten sposób, mój plan z anteną CB został zrealizowany. Może to się wydać śmieszne dla was, że tak długo się męczyłem z tym. 
Czy to miało sens  ?  
Tak miało sens dla mnie. Ponieważ udowodniłem sobie , że stać mnie jeszcze na wiele i wiele mogę osiągnąć po mimo swojej niesprawności fizycznej.
Podejmując się tego zadania, zdawałem sobie sprawę  że nie będzie mi łatwo, i będę musiał wiele rzeczy pokonać.
A tak naprawdę, to chce powiedzieć, że tego wszystkiego nie wykonałbym bez wózka elektrycznego. 
Co mi przyniesie Nowy Rok 2016 ?
Sam nie wiem ? Jednego jestem pewny, że mam nowy cel który chcę osiągnąć. W tym celu, na jakiś czas zawiesiłem swoją działalność majsterkowicza. 
Moim celem, jest to co widać na zdjęciu poniżej. 






A co to jest ? 
Nie powiem wam, dopóki nie będę miał tego na swoim biurku
Aby to osiągnąć. Uruchamiam dodatkowy blog, który może mi to umożliwić. 

  




czwartek, 5 lutego 2015

HISTORIE  Z RADIA CB


Na kanałach CB-radia kwitło życie towarzyskie, miło było posłucha stacji które prowadziły ciekawe łączności. W zimowy wieczór, przysłuchiwałem się tym rozmową. Czekałem aż ktoś mnie wywoła, na kanale wywoławczym. Nie miałem super wypasionego radia, CB, lecz moja Onwa z anteną samochodową. Spisywała się doskonale, miałem na swoim koncie wiele sukcesów na tym radiu. Dałem się poznać, jako Jony Dynamit Mogilany, to było moje radiowe wywołanie. Zawsze przy prowadzeniu łączności, tryskałem humorem nie byłem takim sztywniakiem.
Przysłuchując się rozmową, w pewnym momencie moje ucho wyłowiło, że ktoś z Zakopanego woła Kraków. Nie był to silny sygnał, czekałem myśląc, że silniejsza stacja ode mnie odbierze tego kogoś z Zakopanego. Tak się jednak nie stało.
Więc krzyknąłem do mikrofonu:
- Jony Dynamit Mogilany woła Zakopane
Myślałem, że nie dolecę do zakopanego z mojego radia. Po jakimś czasie ktoś zawołał
- Zakopane woła Mogilany.
W tym momencie, opadła mi szczęka ze zdziwienia. Jednak doleciałem, przy takim radiu i jeszcze na samochodowej antenie. Dla ułatwienia łączności, operowałem miejscowościami.
- Mogilany wołają Zakopane. W czym mogę pomóc?
- Mogilany przejdź na kanał 21- usłyszałem w głośniku.
 Po przejściu na wybrany kanał, osoba z Zakopanego prosiła mnie o wywołanie znajomego z Krakowa. Oczywiście ponownie przeszedłem na kanał wywoławczy, sprowadziłem odpowiednią osobę na kanał 21. Okazało się, że jest potrzeba przekazania informacji do Krakowa z Zakopanego. Najzabawniejsze było to, że Zakopane słyszało Kraków, ale Kraków nie słyszał Zakopanego.
Więc zawołałem w stronę Zakopanego:
- Zakopane podaj informacje, ja przekaże do Krakowa.
Przez 20 minut przekazywałem wiadomości do Krakowa, to była jedna historia z radia CB. Podobnych historii było wiele. Zdarzało się także, że prowadziłem mobile do innych miejscowości. Zawsze coś się działo na kanałach CB radia, poznawałem różnych ludzi o różnych zawodach. Miedzy innymi miałem koleżankę o wywołaniu De zeta, która była swoistym ratownikiem drogowym. Mając silniejszą stacje pomagała kierowcom, w różnych sytuacjach drogowych.
W jednej z takich akcji, ja również brałem udział. Chodziło o informacje na kanale 19-tym, że w Mogilanach na zakopiance w stronę Krakowa leży koparka.
Natychmiast zacząłem wołać koleżankę:
- De zetka zgłoś się dla Dynamit.
- Dynamit, co się dzieje, czyżbyś kogoś wysadził w powietrze- usłyszałem głos koleżanki.
- Ja, nikogo nie wysadziłem w powietrze. Ale mobil przewożący koparkę, zgubił ją na pasie do Krakowa. Teraz leży koło wiaduktu w Mogilanach.    
- Okay, trzeba poinformować innych kierowców, aby uważali na zakopiance w stronę Krakowa. Chodź na 19-tkę – odpowiedziała De zeta.
Obydwoje przeszliśmy na kanał 19-ty, i ostrzegaliśmy kierowców o zagrożeniu. W tym miejscu chciałem wyjaśnić, że na Cb-radiu były szybkie kanały. I tak, kanał 9 to był ratowniczy. Można było zawołać policje, a kanał 19-ty był przeznaczony dla kierowców.
Obecnie to chyba tylko, kanał 19 –ty istnieje.
Okazało się, że kierowca przewożący koparkę na lawecie, nie zauważył, że koparka ma za wysoko podniesioną łyżkę. Podjeżdżając pod wiadukt w Mogilanach, zahaczył tą łyżką o wiadukt, wskutek czego koparka spadła z lawety. Dodam jeszcze od siebie, że ten wypadek był jak, jeszcze nie było nowego wiaduktu w Mogilanach.
Oj, Było wesoło, każdy coś miał do powiedzenia na CB-radiu. Ludzie byli bliżej siebie, spotykali się na różnych ogniskach radiowych i imprezach. A teraz jest Internet, komórki, wszelakie komunikatory internetowe, i drętwota w kontaktach międzyludzkich.

Dziękuję, przechodzę na odbiór. 

OD LAMPY DO SDR-a

Moja  przygoda z radiem, zaczęła się tradycyjnie od zwykłego lampowego radia. Pamiętam jego wygląd, duże drewniane pudło z białymi gałkami i klawiszami. Była jeszcze duża skala, na której były naniesione dziwne cyfry i nazwy stolic. Lubiłem siedzieć przy tym radiu  kręcić gałkami i naciskać klawisze, wszystko było w porządku do czasu gdy ruszałem gałką i pojawiały się różne piski, trzaski bulgotanie i ten dziwny rytmiczny dźwięk. Nie wiedziałem co się dzieje myślałem, że radio się zepsuło gdy ruszyłem gałką to wszystko wracało do normy. Czas leciał nie ubłagalnie do przodu, ja zdobyłem w szkole  odpowiednią wiedzę, i radio  nie było  mi już obce.
W domach pojawiały się już radia tranzystorowe, nadchodziła era półprzewodników w technice radiowej i nie tylko. Radio lampowe teraz służyło jako mebel, zostało zastąpione odbiornikiem tranzystorowym.   
Ciekawość moja do radia skłoniła mnie, do wstąpienia w szeregi krótkofalowców. Jako pomoc z klubu, otrzymałem radiostacje lampową RBM 1, która służyła mi jako odbiornik nasłuchowy. W ten sposób stałem się nasłuchowcem, prowadziłem nasłuch stacji amatorskich, miałem dziennik w którym zapisywałem usłyszane stacje. Równocześnie uczyłem się alfabetu Mors’a i poznawałem tajniki elektroniki.











Po jakimś czasie, moja radiostacja została zastąpiona inną radiostacja do prowadzenia nasłuchu. Była to radiostacja Wołna, także lampowa kiedyś wykorzystywana w marynarce wojennej lub w sztabach wojskowych.














W stanie wojennym musiałem zdać cały sprzęt, łącznie z jednokanałowymi radiotelefonami na uwczesną Milicje.
Po przemianach polityczno- gospodarczych, odzyskałem swój sprzęt ale już nie wróciłem na fale eteru jako nasłuchowiec. Moją uwagę zwróciłem w stronę komputerów, które wchodziły w życie coraz bardziej jako maszyny do gier. Stawały się doskonalsze.
Radykalna zmiana nastąpiła w latach 90-tych, gdy pojawiło się CB-radio w naszym kraju. Bardzo szybko, stało się środkiem łączności dla zwykłego  Kowalskiego. Ponownie odezwał się we mnie zew radia, tym razem jako nadawca. Zakupiłem CB-radio Onwe, na której prowadziłem dość dalekie łączności. 










   To było coś innego, niż pasma amatorskie na których panował porządek. Na CB-radiu panowały inne zasady prowadzenia łączności, doświadczenie bycia nasłuchowcem dało pozytywne efekty. Z czasem nabyłem wprawy, często brałem udział w przekazywaniu informacji jako stacja przekaźnikowa. Powstawały kluby radiowe CB, które specjalizowały się w dalekich  łącznościach tak zwanych DX-ach. Po jakimś czasie ja również zmieniłem swój sprzęt na lepszy, pojawił się u mnie na biurku Prezydent Lincoln, radio typowo krótkofalarskie  długo na niego czekałem. 











   To było coś, prawdziwa legenda wśród radyjek. Dzięki niemu mogłem poczuć się jak prawdziwy krótkofalowiec, chociaż działałem tylko na paśmie CB  to i tak miałem swoje sukcesy. No ale CB-radio padło, ustępując miejsca telefonii  komórkowej i Internetowi. Internet wchodził dużym przebojem pod strzechy stał się podstawowym narzędziem pracy i rozrywki. Całkiem nowa technologia dawała większe możliwości, ludzie którzy byli na CB-radiu znikali z eteru zamieniając radio na Internet, robiła się pustka na kanałach aż nastała cisza. Ja również przerzuciłem się na Internet, ale żyłka radiowa została co jakiś czas wyszukiwałem w Internecie informacji na temat krótkofalarstwa. Pewnego wieczoru, zdałem sobie sprawę, że jestem zwykłym zjadaczem chleba. Siedzę całymi dniami w Internecie, rozmawiając na komunikatorze GG pozbawiony swojego JA.
    Nie ma żadnego wysiłku, który mi dawało radio bo zawsze coś trzeba było poprawić, albo dostroić radio do żądanej stacji.  
               
          W ten sposób byłem, kimś wyjątkowym radio mnie wyróżniało tak jak posiadacza motocykla Harley. Postanowiłem, że nie będę takim zwykłym człekiem , który jest przyklejony do monitora i nie widzi realnego świata po za wirtualnym. Lata leciały, technologia komputerowa szła do przodu. Internet stawał się coraz doskonalszy, w moich poszukiwaniach informacji na temat krótkofalarstwa też odkryłem coś całkiem nowego. 
          Wyczytałem, że gdzieś na świecie istnieją odbiorniki sieciowe, które pozwalają na prowadzenie nasłuchu na pasmach krótkofalarskich. Zacząłem drążyć temat, aż do dnia dzisiejszego. Obecnie ponownie uruchomiłem swojego Lincolna wraz z przystawką, która pozwala mi na odbór pasm krótkofalowych. To mi jednak nie wystarczyło, zainteresowałem się taką technologią jak SDR. Jest to podobno technologia wojskowa, tak jak kiedyś był Internet.
Na czym to polega?
   Powiem krótko, jest to radio sterowane komputerowo. Czyli kupujemy odpowiednie urządzenie zwane szerokopasmowym odbiornikiem, instalujemy odpowiednie oprogramowanie no i mamy super radio nasłuchowe, które daję nam nieograniczone możliwości. 
   Jak zwykle bywa z nową technologią, taki szerokopasmowy odbiornik sporo kosztuje. Chciałem spróbować tej technologii, ale cena jest dość wysoka, więc szperałem po Internecie w tym kierunku.
Znalazłem sposób zrobienia sobie takiego szerokopasmowego odbiornika, chociaż nie jest to co oferuje prawdziwy odbiornik. 
   Przemaglowałem wszelkie możliwe opisy, nawet te zagraniczne w j, angielskim obejrzałem kilkanaście filmików na ten temat. Zafascynowało mnie to totalnie, potrzebowałem tylko zwykłego tunera radiowo -telewizyjnego DVB-T USB, który podłącza się do komputera i można sobie  oglądać telewizje w komputerze. Mając już taki tuner DVB-T USB, przetestowałem go jako odbiornik telewizyjny. Należy tu wspomną, że mowa tu jest o naziemnej cyfrowej telewizji cyfrowym radiu DAB+, które nie dawno zostało uruchomione. Z radiem nie było problemu, telewizja też mi chodziła chociaż jak był słaby sygnał to nic z tego, no ale coś się tam ruszało. Nadszedł czas, aby ten tuner posłużył mi jako szerokopasmowy odbiornik. W Internecie poszukałem odpowiedniego oprogramowania, i testowałem ten tuner. Zajęło mi to sporo czasu, popełniłem kilka błędów które mnie jeszcze bardziej motywowały do działania. W końcu udało mi się go uruchomić jako mój własny SDR. Posmakowałem tej nowej technologii, jest to fajna zabawa. Jako wsparcia, używałem tak zwanych Websdr są to internetowe odbiorniki budowane przez kluby krótkofalarskie. Jest to ogólnodostępne, dla zainteresowanych krótkofalarstwem.  Coś takiego można wykorzystać do monitorowania pasm amatorskich. Nie należy wykorzystywać takiego Websdr-a do prowadzenia nasłuchu, ponieważ w różnych częściach kraju mogą występować różne warunki propagacyjne.
Takie Websdr-y, istnieją na całym świecie.
Może kiedyś uda mi się kupić, szerokopasmowy odbiornik SDR. Puki co, cieszę się tym co mam. W ten sposób, od lampowego radia przeskoczyłem  na technologie SDR. Jeszcze muszę pokonać technologie SDM, a  to już jest inna historia.               
Poniżej na zdjęciu widać, mój pracujący SDR
 



























ZIMOWA PRACA

Tak wygląda zima z mojego okna. Ta pora roku nie sprzyja mi, w działaniach garażowych gdzie mam nieograniczone możliwości majsterkowania. 
 Tam mogę się wyżywa, i realizować swoje dziwne projekty.

Nie zawiesiłem moich działań, po mimo zimy ten czas wykorzystałem do wykonania zasilacza. Potrzebuje go w garażu do zasilania, miniaturowej wiertarki.







Pierwsze, co musiałem zrobić, to rozmontować stary zasilacz, który był w garażu. Kilka lat mi służył, ale był za słaby do moich celów.

Po rozmontowaniu zasilacza, została mi tylko obudowa, wyłącznik, transformator i trochu kabli.









W swoich zbiorach książkowych, wyszukałem odpowiedni schemat ideowy odpowiedniego zasilacza. Schemat ideowy jest to po prostu rysunek działania danego urządzenia, gdzie mamy zaznaczone wszystkie elementy składowe urządzenia. Podane są także wartości podzespołów, wchodzące w skład urządzenia. ( W tym przypadku mojego zasilacza) Są też narysowane wszystkie połączenia, aby to urządzenie poprawnie działało. Wybrałem prosty schemat zasilacza, z możliwością rozbudowy lub zmiany parametrów.
Następnie skompletowałem wszystkie potrzebne podzespoły, które wchodziły w skład tego zasilacza.
Przyszła kolej na wykonanie płytki, na której będą się znajdowały te podzespoły i połączenia między nimi.
Do wykonania takiej płytki, służy laminat epoksydowy jest to twardy materiał powleczony z jednej strony, bardzo cienką warstwą miedzi. Miedz przewodzi prąd, więc doskonale się nadaje na wykonanie połączeń. Na tym opiera się cała współczesna elektronika łącznie z komputerami.
Zanim zaczniemy projektować połączenia miedzy elementami, dobrze jest mieć już przygotowane podzespoły składowe, aby znać rozmiar tych podzespołów.
Docinamy sobie potrzebną płytkę, tak, aby wszystkie podzespoły nam się zmieściły na niej. Nie jest to twarda reguła, ponieważ są urządzenia, w których są duże podzespoły i mogą być montowane po za płytką. W takim przypadku, na płytce zaznaczamy miejsce gdzie taki element, ma być podłączony do układu elektronicznego.
Jak mamy dociętą płytkę, należy ją wyczyścić drobniutkim papierem ściernym, aby pozbawić warstwę miedzianą wszelkich zanieczyszczeń w tym także tłuszczu. Po wyczyszczeniu płytki, ona powinna błyszczeć.
Mając taką przygotowaną płytkę, przystąpiłem do projektowania połączeń. Do tego celu wykorzystałem kartkę papieru w kratkę, odrysowałem dokładnie  wymiary płytki i nanosiłem punkty w których mają być elementy. Taki rysunek połączeń, wykonywałem tak jak w odbiciu lustrzanym.  Pamiętając o wszelkich szczegółach, które są na schemacie ideowym. Po naniesieniu punktów lutowniczych, rysowałem połączenia miedzy elementami według schematu.
Musiałem także pamiętać, aby linie się nie krzyżowały. W moim przypadku, aż tak bardzo nie musiałem uważać, bo miałem bardzo prosty schemat. Jedynie na co musiałem zwracać uwagę, to na wyprowadzenia nóżek tranzystorów i kondensatorów.
Po narysowaniu wszystkich połączeń, jeszcze raz sprawdzeniu wszystkiego. Przyszedł czas, na naniesienie tego rysunku na płytkę laminatu po stronie miedzianej. Do tego celu, użyłem kalki biurowej aby ten rysunek odbić na płytce. Tak odbity rysunek na płytce, musiałem ponownie pomalować pisakiem kwasoodpornym .Po przygotowaniu płytki z rysunkiem, nadszedł moment kąpieli w kwasie. Odpowiednio przygotowany kwas, wlewam do plastykowego pudełka i zanurzam płytkę. Co do kwasu, to jest to chlorek żelaza, specjalny kwas do tego celu.  Przy pracy z tym kwasem, należy zachować ostrożność. Kwas ten jest żrącą substancją, nie jest mocny lecz trzeba uważać na oczy żeby nie zachlapać, i chronić biurko oraz ręce. Podczas trawienia, nie należy go wlewać do metalowych pojemników (kuwet). Taka operacja z kwasem, nazywa się trawieniem płytki.
Jak widać na zdjęciu, kwas usuwa miedz nie zamalowaną, a te miejsca zamalowane zostają. Trawienie trwa około godziny, jest to powolny proces zależny jest od kwasu i od rysunku. Jeśli rysunek połączeń jest gęsty, to kwas ma mniej miedzi do usunięcia.

Po operacji kwasowej, wystarczy umyć płytkę, w ciepłej wodzie aby usunąć kwas z płytki. Następny krokiem jest, usunięcie śladów pisaka kwasoodpornego. Można to zrobić przy pomocy silnego spirytusu, lub też drobnego papieru ściernego. Po tych wszystkich czynnościach, sprawdzamy czy wszystko jest w porządku. 




Tak wygląda wytrawiona płytka. Nie  jest to profesjonalne wykonanie, ponieważ użyłem cienkiego pisaka do malowania. W takim przypadku, używa się grubego pisaka kwasoodpornego do malowania. Wtenczas wszystkie ścieżki wychodzą ładniej.

Przed wlutowaniem podzespołów.
Należy dokładnie sprawdzić punkty , w których nie powinno być połączeń, sprawdzamy to przy pomocy miernika.  Teraz tylko wywierciłem otworki w miejscach,  gdzie mają być podzespoły i zmontowałem cały zasilacz.

Tak wygląda zmontowany zasilacz, bez okablowania.



Zanim wpakowałem zasilacz do obudowy, musiałem go sprawdzić czy działa poprawnie.
Po wykonaniu testu, wmontowałem zasilacz do metalowej obudowy. Tu także trzeba uważać aby nie wykonać przypadkowych zwarć zasilacza z obudową.





Poniżej gotowy zasilacz, do użytku napięcie wyjściowe  13,8 V/ 2 A wystarczający do moich celów.

Ktoś może powiedzieć, że mogłem sobie kupić taki zasilacz gotowy, bez męczenia się z budową. Ja jednak wychodzę z takiego założenia,że skoro mogę sobie sam zbudować taki zasilacz. To nie ma problemu, a pieniądze za które mogłem kupić zasilacz mogę przeznaczyć na coś  innego.  A po za tym, zbudowany zasilacz samodzielnie znam od podszewki i daje większą satysfakcje.   




Na zakończenie prezentuje inny zasilacz, który wykonałem też samodzielnie.
Jest to zasilacz robiony, pod CB-radio o dużej mocy służył mi długo. 








W tym zasilaczu wszystkie podzespoły są prawie na płytce po za tranzystorem mocy, który musi być zainstalowany na radiatorze. Tranzystor ten, wydziela dość duże ciepło przy dużym poborze prądu, więc musi być zamontowany na radiatorze. Radiator ten, zwiększa powierzchnie tranzystora i przez to ma lepsze odprowadzenie ciepła do otoczenia. Radiatorem tym może być obudowa zasilacza, lub specjalny żebrowany radiator kupiony w sklepie. Specjalnie przeznaczony do tego celu. W obu przypadkach, tranzystor musi być, odizolowany od obudowy na specjalnych podkładkach.









Na tym zdjęciu widać wytrawione ścieżki,   a także punkty w których ma być podłączony tranzystor  dużej mocy.



Zasilacz ten, jest zbudowany na układzie stabilizacyjnym. Stabilizator również wyposażyłem w radiator, jest to zwykła blacha aluminiowa . Służyła w innym urządzeniu jako uchwyt, idealnie nadawała się do zastosowania w tym zasilaczu do odprowadzenia ciepła, które może wystąpić przy dużym poborze prądu. 




wtorek, 18 listopada 2014

Niemożliwe do wykonania, a jednak...

Wydawało mi się, że wykonanie masztu to szczyt moich możliwości. Przetransportowałem go na miejsce docelowe, wraz z elementami do mocowania. Zacząłem już szykować miejsce na ustawienie anteny, samodzielnie plantowałem sobie teren. Tym razem pogoda mi dopisywała, i mogłem spokojnie pracować przy plantowaniu. Oczywiście wcześniej trochu uzbroiłem mój wózek, dorobiłem do niego taką nakładkę, aby móc swobodnie manewrować  narzędziami ogrodniczymi bez uszkodzenia tapicerki .


Przy tej pracy, nie dawało mi spokoju pewna rzecz. Otóż dwie płytki chodnikowe zapadły mi się, i troszku mi to utrudniało poruszanie się przy pracy. Dosłownie mnie to wkurzało, bo co chciałem zjechać z tarasu to wpadałem w dziurę. Miarka się przebrała, Przerwałem plantowanie, przez chwilę przypatrywałem się płytką. Nie wyglądało to sympatycznie, więc postanowiłem że wyrwę jedną płytkę i na nowo ją położę  tak jak powinna być. 
Zobaczymy czy jestem taki mocny, jak mówię o sobie? 
Długo się nie zastanawiałem, tylko pojechałem do garażu po odpowiedni sprzęt i wyrwałem płytkę odsuwając ją na bok. 
Następnie wykopałem dziurę, aby dać gruz i kamienie dla stabilnego położenia

płytki

Najpierw wpakowałem gruz, ładnie go układając.


Gruz zasypałem kamieniem

Przed ponownym położeniem płytki, kamień odpowiednio rozgarnąłem łopatką.


Mając przygotowany podkład, ponownie położyłem płytkę na swoje miejsc. Zachowując odpowiednią grubość kamienia, do stałego betonu. Nie wygląda to atrakcyjnie, ponieważ druga płytka była niżej od pierwszej.


 
Nie mogłem tego tak zostawić, więc następną płytkę wyrwałem zrobiłem odpowiedni podkład i wszystko mi się zgadzało. Potem tylko wystarczyło, tylko płytki dopasować.
Sam efekt mojej pracy, mnie zaszokował.

Niemożliwe do wykonania, a jednak poradziłem sobie. Po tych moich wybrykach z płytkami wróciłem do plantowania miejsca pod antenę, ale niestety pogoda się psuła i robiło się wczas ciemno.


Antena ponownie powędrowała do garażu, czeka na lepsze czasy w przyszłym roku. Może na wiosne, lub w wakacje 2015 roku. Oby tylko był dla mnie łaskawy, niż ten 2014 mam taką nadzieję. Poniżej prezentuje moje sposoby na transport kamienia, podczas układania płytek.
Załadunek kamienia.



Transport kamienia
Ja naprawdę, nie potrafię usiedzieć spokojnie na tyłku. Czekając aż mi z nieba spadnie kaszka. Obecnie zaszyłem się w domu, i obmyślam sposób zamontowania kosiarki elektrycznej do mojego wózka. Boje się tylko tego, że wpadnie mi do głowy zbudowania promu kosmicznego w stodole, a co gorsza wykonanie jakiegoś latającego drona.



Uwierzyć w siebie



Pokonać swoją słabość można na wiele sposobów. To co prezentuje w tym poście proszę, nie odbierać jako samo chwalenie się, bo nie należę do żadnych bohaterów. Jest to moja osobista walka ze swoją niepełnosprawnością, w ten sposób chcę pokazać, że mimo niesprawności fizycznej można wiele osiągnąć. Trzeba tylko chcieć, i dostrzec możliwości.  Nie ukrywam faktu, że Bóg obdarzył mnie darem który mi bardzo pomaga. Jest to dar, wnikliwej obserwacji i dostrzegania rzeczy , które ułatwiają mi życie. Bo gdyby nie to, to byłbym nikim siedziałbym w kącie i ciągle narzekał, a oprócz tego mógłbym nękać ludzi swoją opryskliwością, jak to bywa u większości ludzi niepełnosprawnych. Tego roku mniej więcej na wiosnę, przyszedł mi do głowy pomysł wykonania masztu antenowego pod antenę.
Dokładnie chodzi o anteną CB-radio, jak każdy radiowiec musiałem się z tym zmierzyć. Radiokomunikacja jest moją pasją, pomimo istnienia internetu i wielu komunikatorów internetowych.  Jest to bardzo fajne, bo można rozmawiać z całym światem beż żadnego wysiłku, wszystko mamy podane na talerzu. Super sprawa, lecz dla mnie to trochu jest sztuczne. Nie wymaga żadnego wysiłku, trochu znajomości informatyki i jazda. W przypadku radiotelekomunikacji sprawa wygląda inaczej, tutaj człowiek ma satysfakcje z tego, że  przy pomocy urządzenia nadawczo-odbiorczego i odpowiedniej anteny nawiązuje dalekie łączności. Wykorzystuje do tego swoją wiedzę, nabytą w szkole i z książek. Tak samo ja zrobiłem, moją pracę zacząłem od czyszczenia samochodowej anteny do CB-radia.    

Potem gdy nadeszły cieplejsze dni, swoje prace przeniosłem do garażu. Gdzie miałem większe możliwości, bo przyszła kolej na wykonanie masztu do anteny. Do tego celu chciałem wykorzystać teleskop malarski i starą antenę a raczej rurki z tej anteny. Oto przygotowany materiał.


Mając materiał nadszedł moment na pierwszy montaż masztu.
Przy montażu musiałem rozwiązać inne problemy, manewrowanie rurkami o różnej długości troszku mi sprawiało trudności, ale spoko dałem sobie rade.


Po zmontowaniu masztu musiałem go obejrzeć, w całej okazałości. Więc wytargałem go z garażu, i go prowizorycznie ustawiłem w pionie. Okazało się, że jest krzywy i ma słabe wzmocnienia na złączach.



Rozebrałem go i zrobiłem wzmocnienia na złączach. Odpowiednio wyprostowałem rurki, aby to jakoś wyglądało. Do wzmocnień użyłem rurek i fragmentu dziecinnej hulajnogi, która mi się plątała po garażu. Takich poprawek było mnóstwo, zawsze mi coś nie pasowało albo czegoś brakowało. Po ostatecznym zakończeniu montaży masztu, musiałem wykonać mocowanie anteny. Tu także wykorzystałem  materiał, który miałem zakamuflowane po szafkach.


  Jak już miałem wykonany uchwyt na  antenę, wszystko to zmontowałem w całość. Ponownie ustawiłem w pionie jak widać poniżej. Prezentuje się dobrze, jeszcze trzeba tylko przykręcić samą antenę i dosztukować spory kawałek kabla z linką.




Wykonanie masztu, zajęło mi sporo czasu. Największą przeszkodą była pogoda, która czasami doprowadzała mnie do szewskiej wściekłości. Wszystko miałem zaplanowane, i w miarę szybko wykonywałem ale przychodziły chłodne dni i cały plan padał. 
Nadszedł dzień, w którym cała konstrukcja była  definitywnie zakończona. 
Antena gotowa do postawienia.




niedziela, 23 marca 2014

Bez ulgowego biletu

Opowiem wam pewną historie, która przytrafiła mi się któregoś dnia na rynku.
W letni ciepły dzień wybrałem się na rynek, chciałem się jakoś zrelaksować oderwać się od codziennych problemów. Nie zapowiadało się na opady, więc włączyłem wózek i ruszyłem przed siebie. Były to godziny popołudniowe, więc miałem duże szanse na spotkanie kogoś znajomego, aby porozmawiać. Znajomi wracali z pracy, szkoły lub też szli na zakupy do sklepu. Kto chciał to podchodził do mnie i rozpoczynała się rozmowa na dowolny temat? Bywało tak, że ktoś przystawał koło mnie na przysłowiową fajkę, no i zaczynały się żarty.   Osobiście jestem taki, że porozmawiam z każdym, kto ma na to ochotę, czy to będzie starsza osoba, czy też młoda. Zdarzało mi się także rozmawiać z dziećmi. Tego dnia było troszku inaczej, wjechałem na rynek i zaparkowałem na ulubionym moim miejscu. Czułem, że coś wisi w powietrzu przeczucie mnie nie myliło. Po jakimś czasie podeszła do mnie osoba. Zaczęła się swobodna rozmowa, po chwili ta osoba powiedziała mi coś takiego, że powaliło mnie na łopatki.
-Wiesz Marek, nie chce mi się żyć. Ciągle mam kłody pod nogami. Ty to co innego, jeździsz sobie i spoko.
 W tym momencie, poczułem nagłą wściekłość aż wydawało mi się, że wstanę z tego wózka.  Dosłownie złapie tą osobę, i wyrżnę nią o asfald.
Podniosłem głowę i powiedziałem:
Tak, jest mi bardzo przyjemnie. Jeżdżę sobie na wózku, nic mnie nie interesuje jest superowo.
A tobie co brakuje ?
Jesteś pełnosprawnym człowiekiem, masz sprawne ręce i nogi możesz osiągnąć wszystko. Tylko trzeba chcieć. Nie musisz ciągle walczyć z bólem kręgosłupa, z przeciwnościami losu osoby niepełnosprawnej.  Muszę budować swój świat, w którym czuje się dobrze. Wiele rzeczy muszę sobie wytłumaczyć, rozumieć innych ludzi nigdy nie wiem, kto stoi koło mnie.  Wyobraź sobie, że ulegasz wypadkowi?  Lekarz stawia ci diagnozę wózek lub łóżko.  I co wtenczas? Myślisz, byłem sprawny mogłem wszystko teraz stoisz przed murem, którego nie umiesz pokonać jesteś skazany na innych.   Na moim miejscu nie wytrzymałbyś to ci gwarantuje, poznałbyś smak prawdziwego życia bez ulgowego biletu. Widzisz, jestem na wózku mam niesprawne ręce, a mimo to mogę wykonywać różne rzeczy. Jestem otwarty do ludzi, chociaż bywa tak, że im też muszę udowodnić, że jestem wartościowym człowiekiem. Nie ma, że boli. Jest wiele drzwi zamkniętych przede mną. Chcę je otworzyć.
Nie wybierałem sobie choroby, ale Bóg dał mi ten dar, że mam bardzo duże poczucie humoru. Nie uważam siebie za pępek świata i nie mówię, że jak jestem niepełnosprawny to wszyscy mają koło mnie skakać.  Jestem taki sam jak Ty.  Zawsze pamiętam, że są osoby, które mają inną niepełnosprawność. Cieszę się, że jestem na wózku, bo co by to było gdybym leżał w łóżku i ruszałbym tylko oczami. Nie wyobrażasz sobie, co się dzieje w duszy takiej leżącej osoby?  To jest dopiero psychiczna męczarnia, ty tego nie zrozumiesz, bo jesteś sprawny, wszystko przychodzi ci z łatwością.

Więc idź do domu przemyśl to, i nigdy nie mów, że masz kłody pod nogami. Bo te kłody sam sobie położyłeś, a jeśli ktoś ci kładzie te kłody to omijaj je na różne sposoby masz duże możliwości.